Parę miesięcy wcześniej zarzekałam się wręcz, że do tego kraju nic mnie nie przekona, że nie chcę, BO NIE. Życie jak zwykle zaskoczyło. W ciągu godziny spisałam orientacyjne punkty, do których chcę dotrzeć, dzięki stronie GoEuro udało mi się mniej więcej określić ceny przejazdów pomiędzy kolejnymi miejscami i… gotowe! Wystarczyło umieścić tylko post z moim planem na grupie podróżniczej i jednocześnie o poszukiwaniu towarzyszki.
Napisało do mnie kilka dziewczyn, z czego jedna z przeogromnym marzeniem odwiedzenia Watykanu. Reszta jej obojętna – najważniejszy jest Watykan. Szybko skreśliłam ją z listy – nie dogadałybyśmy się, jej bardziej chodziło o coś na kształt pielgrzymki, mi o poznanie ludzi i nieskupianie się na wyłącznie jednym miejscu, szczególnie, że na Watykanie nie zależało mi chyba aż tak bardzo (ale o tym później).

Zrezygnowana oczekiwałam na kolejne wiadomości. Tym razem obyło się bez wszędobylskich 20-letnich Januszy, Panowie spisali się na medal. Oprócz jednego (całe szczęście!) – Emila, który napisał do mnie zanim przeczytał, że proszę o kontakt wyłącznie płeć żeńską. Ujęło mnie to, że od razu przeprosił, ba, nawet chciał już zrezygnować – co to to nie!

Szybko nawiązaliśmy wystarczającą nić porozumienia – wystarczającą na tyle, żeby móc myśleć o jakimkolwiek wspólnym wyjeździe.

Jak wyglądało kupowanie biletów? Zabawnie i jak na pierwszy raz dość oryginalnie. W zasadzie nie mieliśmy innej możliwości – wtedy Emil przebywał jeszcze w Cardiff, gdzie studiował – umówiliśmy się na rozmowę przez SKAJPAJA.

Oboje byliśmy zmieszani, nie wiedzieć czemu, z naszych ust padały tylko numery rejsów, godziny odlotów i nazwy lotnisk. Ciągle bałam się, że polecimy innymi samolotami, albo dla któregoś z nas zabraknie miejsca – z perspektywy czasu, owszem, bawi mnie to, wtedy niekoniecznie.

Stało się. Leciałam. A raczej – miałam lecieć, bo jak dotąd miałam tylko bilety i żal byłoby ich nie wykorzystać, a tym bardziej zawieść Emila, no i oczywiście siebie, ale to tylko przy okazji.

– Tak, mamo, będę na 100% bezpieczna, czuję to!
– Tak, tato, lecę ze znajomymi (no bo przecież nie z chłopakiem poznanym na żywo w dniu wylotu!).
– Nie, no co Ty ciociu, gdzie ja niby sama, sierota, po maturze polecę, a weź daj spokój!
– Tak, lecę do Włoch.

Umiem dużo, ale kłamać nie. Co prawda tata mi uwierzył, ciocia czuła, że coś się kroi, mama wiedziała, że jej nigdy nie okłamię i serio będę bezpieczna, ale najtrudniej było mi przekonać samą siebie o tym, że naprawdę polecę. Na dwa tygodnie! Do Włoch!