Jakiś czas temu w ramach szukania sposobów na zabicie pandemicznej nudy spytałam swoich odbiorców na Instagramie o polecane przez nich filmy. Prośbę dość wyraźnie sprecyzowałam – zależało mi na tytułach wywołujących falę łez. Kiedy otrzymałam pierwszą odpowiedź od mężczyzny – “Na Zielonej Mili płakałem jak bóbr” – moją początkową reakcją było niedowierzanie.


Z kolei moje pierwsze odruchowe myśli brzmiały: “Mężczyzna płakał oglądając film i bez wstydu mi się do tego przyznaje? A może się tylko wyśmiewa z mojego pytania, ale co chciałby przez to osiągnąć?”. W tym momencie zrobiło mi się niezwykle głupio. Stereotypowe myślenie jest w nas tak mocno zakorzenione, że wyplenienie go z naszych głów momentami wydaje się być wręcz awykonalne. Jednak czy aby na pewno nie możemy nic z tym zrobić?


Wrażliwy = gorszy?

“PAJAC. Nie dam rady nie skomentować tego beczenia z konstytucją w ręku. ŻENADA!” – to słowa, które padły ze strony aktora Jarosława Jakimowicza w stronę Szymona Hołowni kandydującego na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Wydarzenie, które skomentował aktor, było sytuacją, która w niedługim czasie spowodowała ogromną falę hejtu skierowaną przeciwko Hołowni. W czasie transmisji przemówienia online na Facebooku popłakał się on mówiąc o konstytucji. Pod artykułami traktującymi o tym incydencie znaleźć można przede wszystkim słowa poparcia dla Jakimowicza. Wrażliwość kandydata i publiczne pokazanie łez odebrane zostały jako dowód niestabilności emocjonalnej, grania na emocjach wyborców oraz przede wszystkim jako słabość niegodna przyszłego Prezydenta. Wszystko to działo się na naszych oczach. Teraz, w XXI wieku, w 2020 roku.

Sytuacja ta w pierwszym odruchu może budzić złość, jednak jeśli spojrzy się na nią z dystansu, dostrzeże się także nic innego, jak lęk Jakimowicza przed tym, co jest mu nieznane i dla niego niezrozumiałe – przed okazywaniem uczuć bez poczucia wstydu. Mężczyźni przybierający podobną postawę przeważnie maskują nią swoją niepewność. Bardzo często budują swoją pewność siebie i złudne poczucie wyższości ubliżając tym, których postępowanie odbiega od ogólnie przyjętych (często przestarzałych i krzywdzących) form i schematów zachowań.

Bądź prawdziwym facetem!”

“Mięczak”, “baba”, “niemęski”, “przewrażliwiony”, “dziwak” – to tylko niektóre z najczęściej stosowanych określeń w odniesieniu do mężczyzn publicznie okazujących swoje emocje i wrażliwość. Muszą mierzyć się z wieloma absurdalnymi wymaganiami, jakie stawia przed nimi społeczeństwo. W internecie roi się od nagłówków wyliczających kolejne postawy, które są akceptowane i promowane przez popkulturę (“15 cech idealnego mężczyzny”, “Jak być bardziej męskim facetem?”). Coraz bardziej odrealnione kryteria według których ocenia się, czy osobnik płci męskiej jest “prawdziwym mężczyzną”, czy wręcz przeciwnie – “ofiarą losu”, powodują obniżenie samooceny u wielu mężczyzn, którzy zaczynają postrzegać się jako “niewystarczający”. Dotyczy to zarówno chłopców i mężczyzn żyjących w mniejszych miastach i na wsiach, ale i tych funkcjonujących na co dzień w zdecydowanie bardziej przyjaznych i otwartych środowiskach, na które natrafić można w większych aglomeracjach miejskich. Wszyscy wplątani jesteśmy w pewne szkodliwe schematy, ale nie wszyscy mamy gdzie szukać wsparcia w walce z nimi.

To, że popkultura ma na nas wpływ, wiemy już nie od dziś. Wystarczy spojrzeć na jedne z najlepiej znanych reklam z udziałem mężczyzn, takie jak chociażby reklama dezodorantów Old Spice z czarnoskórym wysportowanym mężczyzną. Rozpoczyna się ona od słów: „Spójrz na swojego mężczyznę i na mnie, jeszcze raz spójrz na niego i na mnie. Szkoda, że nie jest mną”. O spocie było bardzo głośno około 8 lat temu. Bezsprzecznie dyskryminował on mężczyzn niespełniających wymogów modelu męskości prezentowanego w reklamie. Ten sposób przedstawiania rzeczywistości umacnia jedynie obecne w społeczeństwie stereotypy i sprawia, że odbiorcy takich komunikatów zaczynają odbierać je jako bezdyskusyjnie słuszne. Promowanie takich treści i takiego podejścia ma na nich jednak często o wiele bardziej dramatyczny wpływ.


Jak to wygląda naprawdę?


“Chłopaki nie płaczą”? Owszem płaczą, bo nie są robotami. Akceptując narrację, według której mężczyzna powinien być zawsze opanowany i nie okazywać uczuć, sprawiamy, że coraz bardziej zamykają się w sobie. Młodzi mężczyźni zaczynają wierzyć, że jako “prawdziwi mężczyźni” powinni poradzić sobie z problemami w pojedynkę. W świecie, w którym przeważa patriarchat wciąż dominuje myśl, że mężczyznom nie wypada prosić o pomoc, czy wyraźnie komunikować, że sobie z czymś nie radzą. Chronić rodzinę, być “kimś”, osiągnąć sukces, nigdy nie odczuwać strachu, nie okazywać uczuć – tego bardzo często domaga się ich najbliższe środowisko. To krzywdzące i toksyczne podejście, które niezaprzeczalnie łączy się z faktem, iż każdego dnia w Polsce samobójstwo popełnia 15 osób. 12 z nich to mężczyźni. Dlaczego tak się dzieje? Wśród powodów eksperci podają przede wszystkim presję, która spoczywa na mężczyznach.

W obecnych czasach bardzo głośno mówi się o feminizmie, który walczy przede wszystkich o równość płci. Kojarzę wiele dziewczyńskich ruchów skupiających się na siostrzanej sile i wzajemnym wsparciu, a nie rywalizacji, co napawa mnie radością. Równocześnie zastanawiam się, czy takie ruchy występują także u mężczyzn? Czy na Facebooku istnieją grupy, w których mężczyzna może bez oporów i bez strachu przed wyśmianiem, napisać o tym, że nie potrafi poradzić sobie z rozstaniem? Albo o tym, że przerasta go jakaś sytuacja w domu i czuje, że sam sobie z tym nie poradzi?

Jak to jest być wrażliwym w świecie, który wmawia ci, że odczuwanie i okazywanie emocji  jest niewłaściwe, a nawet niemile widziane? W celu zagłębienia się w ten temat i zweryfikowania swoich obserwacji, postanowiłam zadać kilka pytań 4 mężczyznom w wieku 22-33 lata, którzy zdecydowali się otwarcie porozmawiać ze mną o emocjach i o tym, czy można być wrażliwym mężczyzną we współczesnym świecie.

Z jakimi trudnościami mierzyłeś się jako chłopiec? Czy relacja z ojcem była dla Ciebie w tym okresie ważna?

Tymoteusz, 22 lata, fotograf: Myślę, że największe wyzwanie stanowiła akceptacja w grupie rówieśników. Wiadomo, każdy chce być “cool”, czy po prostu rozpoznawalny i lubiany. Chyba największe trudności przychodziły wtedy, kiedy musiałem pracować w męskiej grupie. O wiele bardziej odnajdywałem się współpracując z dziewczynami. Niestety spotykało się to później z wytykaniem i hasłami “Tymek i dziewczyny”, “pedałek”, “zniewieściały”.
Uważam, że relacje z rodzicami są ważne. W końcu to ich w młodym wieku często pytamy o wszystko, oni nas pocieszają, dają złote myśli, a przede wszystkim często chcą dla nas jak najlepiej pomimo bolesnych konsekwencji. Myślę, że relacja ojciec-syn powinna być budowana na całkowitej szczerości oraz poświęcaniu czasu na zainteresowania obu stron. Ojciec był dla mnie na samym początku posągiem, który się czciło, teraz, tak jak wiele posągów po zmianie ustroju, leży gdzieś zapomniany na cmentarzysku dziejów.

Michał, 33 lata, absolwent filozofii: Jako chłopiec mierzyłem się głównie z tym, że nie pasowałem do innych chłopców. Byłem wychowywany przez babcię i mamę, a przez długi czas najbliższą mi osobą była moja siostra cioteczna. Myślę, że przez to nie potrafiłem się zachowywać jak inni faceci i było to widoczne. Najwięcej trudności sprawiało mi “utrzymanie się na powierzchni”, trudno mi to inaczej nazwać. Chodzi o rodzaj hierarchii w szkole, żeby nie być tym ostatnim chłopakiem, który staje się kozłem ofiarnym. Ostatecznie nigdy się nim nie stawałem dzięki poczuciu humoru i “wykazywaniu się” w byciu chamskim dla nauczycieli. Tak zdobywałem szacunek kolegów i przetrwałem wszystkie lata jako facet w stadzie innych facetów. Nie potrafiłem być bezwzględny ani bić się. W zerówce mój starszy brat namówił mnie na pobicie innego chłopaka. Wciąż myślę o tym, że uderzyłem go w nos i poleciała mu krew. 

Teraz, dopiero z perspektywy czasu, widzę, że relacja i akceptacja przez ojca jest istotna. Nigdy tego nie miałem więc trudno mi pisać o szczegółach. Dopiero staram się rozwikłać to na psychoterapii. Wyobrażam sobie to jednak jako relację, w której ojciec powinien być wzorem do naśladowania i nauczycielem przygotowującym na przyszłe trudy. Powinien być też osobą na którą zawsze można liczyć.

Czy ciężko było przyznawać się do swojej wrażliwości? Jak reagowali na to kumple?

Adam, 25 lat: Z pewnością trochę ciężko, ale zależy też przed kim. Myślę, że przed kobietą było mi trudniej się otworzyć niż przed kumplem. Może to wynika z tego, że kiedyś, gdy otworzyłem się przed kobietą to usłyszałem “ooo delikatny jak płatek śniegu, patrzcie go!”, w prześmiewczym znaczeniu, ale i tak głównie zależy to od tego, jaką mam relację z daną osobą. Jestem człowiekiem, który potrafi porozmawiać z obcą osobą o problemach, ale na bezgraniczną szczerość może liczyć chyba jedynie mój przyjaciel, z którym znamy się stosunkowo nie tak długo, bo to nie znajomość od piaskownicy, a od liceum, także około 9 lat. Gdy rozmawiamy o problemach raczej nie pojawiają się łzy, ale łatwo jest rozpoznać, że psychicznie jest to trudna sytuacja i rozumiemy się. Z innymi znajomymi, może też pojawił się gdzieś temat wrażliwości… Jeśli tak było, to z pewnością nikt w naszym gronie nie został wyśmiany, bo taką rzecz bym zapamiętał.
Wydaje mi się, że mam ekipę kumpli, w której jeśli osoba, która otwarcie by powiedziała podczas spotkania “słuchajcie mam problem z tym i z tym, jest mi ciężko” zostałaby zrozumiana, a każdy starałby jej się jakoś pomóc. 

Michał: Przed sobą samym nigdy nie było mi trudno, brałem to raczej za coś co mnie wyróżnia i daje mi alternatywne możliwości. Nigdy nie miałem wielu kumpli, zdaje się, że lepiej dogaduję się z kobietami. Z wąskim gronem kumpli – trzy osoby – utrzymuję porozumienie na tym poziomie. Co prawda, nie potrafimy się wspierać na tej płaszczyźnie, ale możemy sobie ufać i żaden z nas nie ukrywa się ze swoją wrażliwością. W większym gronie zazwyczaj swoją wrażliwość przerabiałem na żart np.: “Jestem kochankiem, a nie wojownikiem. Jak Parys, a nie jak Hektor”.

Z czym mierzysz się jako wrażliwy mężczyzna?

Wojtek, 31 lat, aktor: Z brakiem akceptacji. Odgrywając rolę wrażliwego, kochającego mężczyzny w pewnym spektaklu otrzymałem owacje na stojąco. Gdybym w ten sam sposób zachował się w codziennej sytuacji stałbym się obiektem drwin.

Adam: Przede wszystkim chyba z otwarciem się dla innych osób. Może to wynikać np. z tego, że nie wchodzę w głębsze relacje z dużą ilością osób. Mówiąc o głębszych relacjach mam na myśli rozmowy na bardziej prywatne tematy, zwierzanie się, dzielenie się przemyśleniami. Większość znajomości jest bardziej powierzchowna –  praca, studia. Chociaż mimo wszystko chyba najcięższe jest pokazanie drugiej osobie, na której ci zależy (kobiecie), że jest się wrażliwym, no bo przecież “chłopaki nie płaczą”, czy jak wspomniałem już wcześniej, mogę być negatywnie określony mianem “delikatnego niczym płatek śniegu”.

Wstydzisz się swoich łez?

Michał: Publicznie tak, czuję jakiś opór i rzadko sobie na to nie pozwalam. Jeśli już, to również przerabiałem to w żart. Dość łatwo się wzruszam niektórymi rzeczami (np. tandetnymi historiami miłosnymi lub solidarnym buntem dużej grupy ludzi, lub emocjonującymi momentami sportowymi) i mam na myśli naprawdę dużą łatwość. Jednak w swojej obecności oraz obecności np. ostatniej byłej partnerki (wspaniałej feministki) pozwalam sobie na swobodne wyrażanie uczuć i to piękne uczucie.

Adam: Zależy, co jest ich powodem. Bardzo często zdarza mi się uronić łzy w trakcie oglądania filmu czy bajki, jeżeli mają one jakieś przesłanie, albo widzę gdzieś jakieś odniesienie do mojego życia, do jakiejś wesołej lub smutnej chwili. Z takich łez raczej się śmieję, że lecą, bo czuję, że nie mam szans, by je powstrzymać. To zabawne, że nie jestem w stanie ich kontrolować, a dodatkowo, że nie zawsze wiem czemu lecą. Co do łez wynikających z prawdziwego smutku, moim zdaniem nigdy nie powinny być powodem do wstydu i takich bym się nie wstydził.

Siła i odwaga kojarzą mi się z przyznawaniem się do swoich słabości. Mężczyźni skrywający swoje emocje, myśli, nie sprawiają w ten sposób, że są bardziej tajemniczy – dziewczyny po prostu nie wiedzą czego się po nich spodziewać.

Michał: Osobiście też mi się to tak kojarzy. Kiedy pojawił się wyłom w roli mężczyzny wielu facetów stało się zagubionych. Widzę to w nich i słyszę w ich wypowiedziach. Część z nich to zagubienie przekuwa w formę biernej agresji wobec kobiet, bo świat którego się nauczyli już nie odpowiada na spotykaną rzeczywistość.


Tymoteusz: Tak, bardzo możliwe. Wielu mężczyzn myśli, że może to jest bardziej seksowne? Ta nuta “tajemnicy”. Albo obawiają się reakcji drugiej strony?

Mówi się, że wrażliwość to ogromna siła. Też tak uważasz?

Adam: Myślę, że jest czas na bycie wrażliwym, jak i na to żeby nie pokazywać uczuć i zachować zimną krew. Wszystko zależy od sytuacji. Czasem potrzebna jest osoba, która w pierwszej chwili będzie wyglądała jakby miała daną sytuację gdzieś i jak gdyby to ją nie obchodziło. Ale później przyjdzie taki moment, że jak wszystkie sprawy zostaną uporządkowane, to taka osoba moim zdaniem pęknie i jakiego twardziela by nie udawała, to będzie płakać jak niemowlę.

Wojtek: Wrażliwość to siła dla jej odbiorców, przyciąga ich, ale tak naprawdę to ogromne przekleństwo dla ciebie samego. Na scenie kosztuje to całego człowieka, cały organizm. Angażujesz się we wszystko intensywniej, niż osoby o niższej wrażliwości. Potrafisz bardziej wczuć się w sytuację ludzi, pomóc im, ale później długo jeszcze przeżywasz czyjeś emocje.

Co pomaga Ci przetrwać kryzysy?

Tymoteusz: Głównie muzyka. Czasami mogę zamknąć się w pokoju i słuchać jej godzinami uspokajając się lub przeciwnie – dawać upust swoim emocjom. Pomaga też kino, bo mogę odkrywać świat audio-wizualny, który chciał mi przekazać autor.

Adam: Kontakt ze znajomymi, rozmowa z przyjacielem, oderwanie od świata rzeczywistego i przejście na jakiś czas do wirtualnego (gry multi ze znajomymi), poznawanie nowych ludzi. Wydaje mi się, że pozostanie samemu z problemem jest gorszą opcją, ponieważ zbyt dużo wtedy myślę. Dzięki poznaniu perspektywy innej osoby zyskuję niezbędny dystans do sytuacji w jakiej się znalazłem.

Kto jest Twoim największym wsparciem?


Tymoteusz: Myślę, że ja sam. Trochę to egoistyczne, ale dużo w tym racji – staram się zrozumieć to co się zdarzyło, to co nas otacza. Drugą taką osobą jest moja dziewczyna, która na pewno wspomaga i doradza w wielu kwestiach.

Wojtek: Ja sam, wyłącznie. Nie można oczekiwać, że ktoś będzie niósł cię na plecach przez życie.

Czy korzystałeś z pomocy psychologa lub psychoteraputy? Jeśli tak – czy ktoś Cię do tego zachęcił, czy była to Twoja indywidualna decyzja?

Wojtek: Tak, korzystałem i była to moja indywidualna decyzja. W trakcie studiów wykładowczyni usunęła mnie z uczelni, w związku z czym nagromadziło się we mnie wiele emocji. W którymś momencie usłyszałem jednak: “Słuchaj, Ty musisz zostać aktorem.” Nie poddałem się i uznałem, że praca z psychoterapeutą może mi bardzo pomóc, tak też się stało. Niestety, z psychiatrą z kolei nie mam dobrych wspomnień, jego poziom empatii był na poziomie ameby.

Tymoteusz: Tak! Dwa lata temu zacząłem o tym myśleć, kiedy przechodziłem dość mocną zapaść związaną z brakiem perspektyw na przyszłość. Pół roku później, po długich rozmowach z moją dziewczyną, przyjaciółmi i mamą odważyłem się na ten krok. Samodzielnie. Psycholożka na pewno pomogła mi w o wiele większym zrozumieniu, że prawie wszystko jest ze sobą połączone. Pomogła mi, kiedy odeszła babcia i mój przyjaciel. Bardzo jej za to dziękuję.


Normalizacja lekiem na całe zło?

Psychika i schematy działania mężczyzn w różnym wieku fascynowały mnie już od dawna. Zadziało się tak z racji tego, że odkąd pamiętam o wiele łatwiej przychodziło mi rozmawianie z chłopakami, aniżeli z dziewczynami. Im więcej i częściej dyskutowałam z mężczyznami, tym bardziej dostrzegałam jak mocno skrywają na co dzień swoją emocjonalność nie chcąc tym samym być postrzeganymi jako słabi, co potwierdzili również moi wymienieni wyżej rozmówcy. Myślę, że do oswojenia się ze swoją wrażliwością, zaakceptowania jej i ostatecznie docenienia, trzeba zwyczajnie dojrzeć. Nie wystarczy też powiedzieć, że w XXI wieku każdy mężczyzna może, a nawet powinien, pozwolić sobie na większą emocjonalność niż 30-40 lat temu, bo często jest to kwestia przepracowania wielu wpływających na daną osobę czynników, a nie decyzja, którą można od tak podjąć i wprowadzić w życie. Nie jest to jednak łatwe biorąc pod uwagę bardzo często występujące w Polsce nietolerancyjne środowiska, w których panuje powszechna niechęć do wszystkiego, co odbiega od tego co znane, bezpieczne – co było “od zawsze”. Czy żeby być prawdziwym mężczyzną trzeba wdawać się w regularne bójki? Czy naprawdę agresja jest rozwiązaniem? Absolutnie nie! Utrwalanie tego typu wzorców nie tylko jest bardzo szkodliwe dla obu płci, ale również nie jest zgodne z prawdą. Testosteron nie jest główną przyczyną gniewu, złości, czy agresji, stereotypowo kojarzonej głównie jako typowo męskie zachowanie. Te emocje i zachowania świadczą między innymi o nieumiejętności radzenia sobie z własną psychiką. Tu właśnie koło się zamyka, bo ta nieumiejętność bierze się z nieprawidłowych wzorców przedstawianych młodym chłopcom.

Pozwólmy naszym synom, mężom, kochankom, braciom, czy kolegom czuć, po prostu. Niech płaczą, jeśli mają taką potrzebę. Niech nie duszą w sobie emocji, które skumulowane prędzej, czy później i tak będą musiały znaleźć sobie jakieś ujście, o czym wspomniał już w rozmowie Adam. Pozwólmy im być sobą. Jednak niech za tym przyzwoleniem idzie wspólnie wykonywana praca i wysiłek prowadzący do wykrzewienia z powszechnej świadomości szkodliwych schematów i oczekiwań. Wciąż istnieje mnóstwo rzeczy koniecznych do znormalizowania u mężczyzn. Należą do nich m.in. wspomniane już okazywanie uczuć, ale również uczęszczanie na terapię i samo nabycie umiejętności szukania pomocy w ramach dbania o zdrowie psychiczne.

Zarówno w odpowiedziach mężczyzn, z którymi przeprowadziłam ten krótki wywiad, jak i w rozmowach z moimi kolegami, powtarzała się kwestia samodzielnego radzenia sobie z problemami. “Jestem facetem, przecież muszę sobie radzić”. Nie, przede wszystkim jesteś człowiekiem, który ma prawo do porażek, błędów oraz do głośnego mówienia, że potrzebujesz pomocy, czy nawet zwykłej rozmowy. Możesz nie potrzebować rad, a wyłącznie wysłuchania, świadomości czyjejś obecności, mentalnego wsparcia i to jest ok. Poproszenie o pomoc nie skutkuje odjęciem 10 punktów na wyimaginowanej skali męskości, wręcz przeciwnie!


Podsumowanie

Normalizacja i upowszechnienie kwestii na które zwróciłam w tym tekście uwagę są niezbędne do wprowadzenia zmian. Odpowiedzialność za to leży nie tylko po stronie mężczyzn, ale także i kobiet. Należałoby zmienić stosunek do wychowywania chłopców, przykładania większej uwagi do ich wrażliwości i pielęgnowania w nich empatii. Młodzi ojcowie i młode matki mają szansę udowodnić, że można zrobić to inaczej, bardziej świadomie.


Spektrum wrażliwości u mężczyzn jest niezwykle szerokie, a ich perspektywy patrzenia na nią mogą być zupełnie różne. Wszyscy powinniśmy brać to pod uwagę, być otwarci na tę różnorodność, szanować ją i nie powielać niezdrowych stereotypów. Czasem pozornie drobne uwagi mogą wyrządzić odbiorcy komunikatu ogromną krzywdę, z którą będzie mierzył się być może jeszcze przez długie lata.

Powinniśmy przestać wspierać i promować nierealne ideały oraz nadal popularne stereotypy ukazujące mężczyzn jako oziębłe, odporne na ból, zarówno fizyczny, jak i psychiczny, bezuczuciowe maszyny. Bardzo ważne jest stworzenie bezpiecznego środowiska sprzyjającego nam wszystkim oraz walka z niezdrowymi schematami zachowań i przekonań. W efekcie będzie nam wszystkim żyło się o wiele łatwiej. Wspólnymi siłami jesteśmy w stanie zdziałać naprawdę dużo dobrego i doprowadzić do istotnych przemian społecznych.