1. Każde rozstanie boli tak samo.

Babcia Anielka Asi Okuniewskiej mówiła, że każdy człowiek jest nam dany na jakiś czas. Jak mnie to wkurza! A z drugiej strony, przecież totalnie nie docenialibyśmy ludzi, którzy przewijają się przez nasze życie, gdyby byli w nim na stałe. A poza tym, wyobraźcie sobie ilu toksycznych ludzi byłoby wokół nas – i nic nie moglibyśmy z tym zrobić! Dobrze, że ludzie znikają, chociaż to nigdy nie jest przyjemne. Ergo, nieważne czy to Wasze pierwsze czy piąte rozstanie, nieważne ile czasu szliście razem przez życie i czy utrata dotyczy Waszej_ego ex, przyjaciela_ciółki, czy jakiejkolwiek innej bliskiej Wam osoby. To zawsze uderza w serce z taką samą siłą i najczęściej zdrowy rozsądek i logiczne argumenty na niewiele się tu zdadzą.

2. Każdy zasługuje na szansę.

Nie wiem czy akurat na drugą, czwartą czy dziewiątą (jeśli dochodzicie do takich liczb to nie mam pytań), za to na pierwszą zasługuje każdy. Nie będę jednak udawać, że nigdy nie skreśliłam człowieka oceniając go po pierwszym wrażeniu, jakie na mnie zrobił (niestety to pierwsza wrażenie najczęściej było jednak słuszne). Owszem, od razu czułam, że nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, bo między nami są takie tarcia, że może z tego powstać i piorun kulisty! Ale próbowałam choć trochę zrozumieć – nie zawsze umiałam i nie zawsze będę umieć, bo nie siedzę w niczyjej głowie (ten wątek rozwinę później).

Jestem osobą, która nawet w najgorszym przestępcy (nie, żebym miała z takimi do czynienia!) znajdzie iskierkę dobra. Pytanie tylko, czy będę chciała mieć z nim do czynienia, a znając siebie – mogę chcieć. 😉 Ogromnie ciekawią mnie ludzie i ich historie – to, co pomogło im się stać tymi ludźmi, którymi są dziś. Zostałam wychowana i nauczona, że każdy zasługuje na szacunek (to, jak stosuję to w życiu w zależności od humoru jest inną kwestią, ale wciąż pozwalam sobie na te głupie błędy), a z doświadczenia wiem, że czasem o wiele łatwiej dogadać się z bezdomnym, z człowiekiem, który stracił wszystko, albo wiedzie maksymalnie proste życie, niż z nadętym bucem obejmującym stanowisko wiceprezesa ogromnej spółki. I ci ludzie z pierwszej grupy często mieliby o wiele więcej do opowiedzenia. 😉

3. Nie wiem co siedzi w głowie drugiego człowieka.

Nie wiem i się nie dowiem, bo nie potrafię czytać w myślach (i chyba całe szczęście, że nie!). Nigdy nie poznam w pełni intencji człowieka, którego poznaję. Nie mogę być pewna czego chce nawet, jeśli to zadeklaruje – a tu wchodzi z kolei kwestia zaufania i wiary w czyjeś słowa.

Wracając do kwestii rozstań – zawsze byłam przekonana, że tylko ja cierpię i przeżywam rozpad relacji i cofnięcie jej do etapu nieznajomych. Nigdy nie spytałam o to żadnego z moich byłych partnerów i nie wiem czy w ogóle chciałabym poznać odpowiedź. “Jak szybko wyrzucił_a mnie z głowy? Czy tak szybko, jak z życia? Czy tęskni tak mocno jak ja? Czy w ogóle?” – założę się, że takie pytania przewinęły się nie raz nie tylko przez moją głowę. Myślę jednak, że odpowiedzi lepiej pozostawić w sferze słodkiej niewiedzy.

4. Pozwól sobie nie wiedzieć.

Miałam taki okres w życie kiedy na prawie każde pytanie odpowiadałam “nie wiem” i naprawdę nie wiedziałam. Zresztą powyższe dwa podpunkty rozpoczęłam tymi dwoma pięknymi słowami. Wciąż nie wiem i tak naprawdę więcej nie wiem, niż wiem. Najważniejsze, że jeśli nie wiem to przeważni robię wszystko, żeby wiedzieć. Chyba, że wiedzieć nie chcę. Jeśli teraz też nie wiecie o co chodzi w tym tekście – luzik arbuzik (czy jak mówiła moja koleżanka ze szkoły średniej: chillout, watermelon), macie prawo. A jeśli sądzicie, że wiecie wszystko to po prostu nie wiecie ile jeszcze nie wiecie!

5. Masz prawo tęsknić, ale rób to świadomie.

Niektórzy tęsknią przez długie lata sądząc, że to do konkretnych ludzi im tak tęskno. Przeważnie jednak tęsknią za sobą, za swoim zachowaniem lub za tym jak się czuli w danym momencie życia. Tęsknimy do konkretnych chwil. Pamiętamy wybiórczo, wyrzucamy z głowy kłótnie, łzy, a zostawiamy obserwowanie romantycznego zachodu słońca nad morzem. Zresztą, całego zachodu słońca też raczej nie pamiętamy, raczej same jego wyrywki, momenty. Dodatkowo: czy na pewno chcielibyście_chciałybyście wrócić w 100% do tego czasu w życiu? Przydałoby się tu trochę rozwagi i uważności, żeby tęsknota nie stała się formą samosabotażu (bo i tak bywa).

6. Odpuszczanie i równowaga mogą być niczym zdobycie Everestu.

W te wakacje pewna dziewczyna, której imienia niestety nie pamiętam, powiedziała, że dojście do momentu, w którym jest w stanie odpuszczać rzeczy chociaż w 40%, zajęło jej 10 lat. Dziesięć. Lat. To wciąż nie ten etap, na którym chciałaby być, ale i tak czuje się o niebo lepiej mogąc nareszcie odpuszczać. Ja z kolei należę do osób, które dość łatwo odpuszczają rzeczy, na których kompletnie nam nie zależy, za to trzymają się za wszelką cenę tego, czego koniecznie chcą w swoim życiu. O odpuszczaniu nie napiszę wiele oprócz tego, że na nauce go spędzę jeszcze kawał życia, tak samo jak w przypadku równowagi, która dla osoby zbudowanej ze skrajności jest niezwykle ciężka do osiągnięcia.

7. Jeśli chcesz, żeby coś się zmieniło, Ty musisz się zmienić.

A co ważniejsze – musisz tej zmiany chcieć, tak szczerze, z serca. Można się oszukiwać, że taaaak, chcęęę, ale to bardzo kiepskie podejście – wyobraźcie sobie w ten sposób odpowiedzieć właśnie oświadczającemu się Wam mężczyźnie/usłyszeć to od kobiety, której się oświadczacie. Słabo, co?

Ja się tak oszukiwałam chodząc na terapię i co jakiś czas ją zrywając. Ostatecznie postanowiłam ją porzucić w sytuacji prawie identycznej, co ta, przez którą na tę terapię dwa lata temu po raz kolejny trafiłam. I wiecie co? Tym razem poradziłam sobie sama. Wyszłam z kryzysu bez pomocy psychoterapeutki i jestem z siebie dumna, bo udowodniłam sobie, że się da. A na zmiany, na jakie nalegała terapeutka nie byłam gotowa. Nie jestem wciąż. Albo nie chcę być, bo wygodniej trwać w znanym schemacie. Tak czy inaczej, postępując za każdym razem tak samo, nie spodziewajcie się innego efektu niż ostatnio.

8. Człowiek uczy się tylko na swoich błędach.

Mimo że umiem przewidzieć konsekwencje swoich zachować, mimo że ktoś był kiedyś w tym miejscu, co ja i nawet mimo że sama czuję, że to się skończy katastrofą – idę w to. Owszem, było to sporadyczne, ale robiłam to, żeby sprawdzić czy u mnie też się tak skończy. Albo udowodnić, że u mnie skończy się inaczej i będę mogła wykrzyknąć dumne: „Ha!”. Kończyło się różnie, przeważnie tak, jak czułam, że się skończy. Grunt to wyciągać z tego odpowiednie wnioski i traktować to jako kolejne doświadczenia.

9. Jeśli czegoś bardzo chcę, a nie mogę, to robię wszystko, żeby było po mojemu – i to jest złe.

Nic na siłę, no niestety. Wkurza mnie to niemiłosiernie, ale tak już po prostu jest. Im bardziej do czegoś dążysz, tym bardziej to od Ciebie ucieka. Kiedy zapomnisz, że w ogóle kiedykolwiek tego chciałeś_aś, nagle to otrzymujesz. 

10. Wyczekane rzeczy nie zawsze cieszą.

Jest to dla mnie bzdurą, że bardziej docenia się coś, jeśli się na to wystarczająco długo poczeka. No, może nie powinnam generalizować, bo na pewno takie rzeczy istnieją, jednak dla tak niecierpliwego człowieka jak ja to żadna frajda i atrakcja. Nawet dotarcie na Trolltungę wciąż kojarzy mi się ze zmęczeniem jakie mi towarzyszyło po dojściu do celu, rzuceniem plecaka na ziemię i wszystkimi trudnościami, z jakimi musiałam się zmierzyć, żeby do tego celu koniec końców dotrzeć. Trzeba też pamiętać, że im dłużej na coś czekamy, tym bardziej możemy idealizować wizualizację danej sytuacji i później przeżyć większe rozczarowanie (posiadanie oczekiwań często się tak kończy).

11. Możesz robić ze swoim ciałem co chcesz i nikomu nic do tego.

Nauczyły mnie tego po pierwsze: osoby promujące ciałopozytywność i (może nawet bardziej) ciałoneutralność, po drugie: 2 polskie cam girls, które kojarzę z social mediów i/lub obserwuję, które mają pełną władzę nad tym komu, jak, kiedy i ile swojego ciała pokazują i co z nim robią.

Dodatkowo ogromnej pewności siebie dodaje akceptacja tej ledwo widocznej dla innych, ale ogromnej dla nas, fałdki na brzuchu widocznej tylko pod obcisłą bluzką, rozstępów na pupie (które, na Boga, mogą wyglądać przepięknie!), wyjścia do ludzi z 3-tygodniowym włoskami na nogach. Cokolwiek. Ta świadomość, że to WY o tym wszystkim decydujecie.

12. Teoretycznie (!) łatwiej jest się rozstać w złości, ale na dłuższą metę lepiej zrobić to w przyjaznych stosunkach.

Miałam tylko jedno względnie normalne rozstanie. Rozmawiamy przy okazji swoich urodzin i świąt, chociaż teoretycznie moglibyśmy o wiele częściej. I to jest super. I na przykład pisząc to teraz przypomniało mi się, że już od miesiąca czekałam na 22.08, bo wiedziałam, że wtedy będę mogła powiedzieć mojemu byłemu super rzecz, którą może zrobię mu dzień milszym, ale wcześniej wiązało się z tym za dużo emocji, dlatego po miesiącu, na chłodno jest lepiej.

Są też ludzie, z którymi niestety nie chcę mieć już do czynienia i domyślam się/wiem, że druga strona żywi do mnie identyczne (lub gorsze) uczucia. To przykre, bo jednak trzymanie takich uraz w sobie szkodzi najbardziej wyłącznie nam samym. Ale są też ludzie, z którymi dogadywałam się rewelacyjnie i po latach chętnie do tych rozmów bym wróciła – wiem jednak, że nie jest to już możliwe. Cóż, na ziemi jest jeszcze jakieś 7 mld innych ludzi, na szczęście będzie chyba jeszcze z kim pogadać. 😉

13. Życie z wiekiem mija coraz szybciej.

Coraz częściej łapię się na tym, że myślę/mówię: „o rany! To już 4 lata?!”. A no 4. I w szoku jestem, bo kiedy to tak zleciało? I my coraz starsi, życia coraz mniej przed nami (ale sad vibes wjechały hahah), więc chyba nie pozostaje nam nic innego niż żyć (w sensie ŻYĆ, wielkimi literami żyć).

14. W relacjach wszelakich wiek nie ma znaczenia.

Możesz mieć 19 lat, a on 31. Możesz mieć 54 lata, a ona 26. Twoim najlepszym przyjacielem może być człowiek starszy od Ciebie o 40 lat. Istnieją 20-latkowie o dojrzałości przypisywanej grupie 35-latków, istnieją też zupełnie niedojrzali 35-latkowie. Wiek to naprawdę tylko cyferki. Mówi Wam to co prawda osoba, która od zawsze najlepiej dogaduje się z osobami starszymi od siebie o co najmniej 8 lat, ale to chyba tylko potwierdza to, o czym piszę. Poza tym moja dojrzałość też jest wciąż tylko częściowa i w wielu życiowych kwestiach wciąż jestem gówniarą (i sobie na to pozwalam, bo wiem, że z wiekiem się to zmieni).

15. Poświęcaj więcej uwagi rodzinie.

Banał, co? Ale dla mnie, czyli dla osoby, która ZAWSZE mogła liczyć nie tylko na siebie, ale i na mamę, tatę, czy ciocię, a mimo to nie potrafiła tego przez wiele lat docenić to wcale taki banał nie jest.

Do szczęścia ludziom naprawdę nie potrzeba wiele. Czasem wystarczy przywiezienie ojcu ulubionego burgera z Warszawy, colowego lizaka z Manufaktury cukierków dla siostry albo kupienie mamie w prezencie wyczekiwanej książki.

16. Nie odkładaj miłości na później.

Mi akurat nigdy się to na szczęście nie zdarzyło, bo kieruję się zasadą, że jeśli chcę coś przeżyć, to w to po prostu wchodzę. Czasem nawet z wiedzą, że prędzej czy później to się rozwali i nie ma najmniejszych szans, żeby to było coś na całe życie. W tej kwestii jestem niesamowicie podobna do Osieckiej, o której kiedyś się tu jeszcze rozpiszę (i którą zacytowałam w tytule tego punktu). Z perspektywy zdroworozsądkowego człowieka moje podejście jest zupełnie bez sensu, z mojej – wolę coś przeżyć niż się zastanawiać “co by było gdyby”.

Jeśli Ci się podoba – powiedz mu_jej to wprost. W podstawówce to trudne, ale jako dorośli ludzie chyba możemy przestać bawić się w podchody i mówić o takich rzeczach wprost i jak najszybciej rozwiewać wątpliwości. Podobasz mu się? Podoba Ci się? No i super, czas na decyzję co dalej. Szkoda życia na niemiłości.

17. Intuicja jest złotem.

Mimo że cholernie dużo potrafiła mi zepsuć, to to, że czułam, żeby czegoś nie robić, gdzieś nie jechać, z kimś się nie spotkać, nie raz uratowało mi tyłek przed dramatycznymi konsekwencjami ewentualnego działania. Często to przeczucie nie jest niczym przyjemnym, ale koniec końców dziękuję, że czuję. 😉

18. Leż, jeśli chcesz i możesz, ale pamiętaj, żeby w końcu wstać.

Przeleżałam w łóżku w stanach depresyjnych wiele miesięcy, których nie żałuję, bo gdyby nie one, to nie napisałabym tego punktu i nie miałabym takiego doświadczenia. Od tamtych chwil minęło już trochę czasu, ale kiedy teraz chcę spędzić cały dzień w łóżku, z telefonem w dłoni, wiem, że muszę też zrobić plan działania na następny dzień i wtedy też z tego łóżka wyjść – żeby nie skończyło się tak jak te parę lat temu.

19. Lepsze szczere „wypierdalaj”, niż udawanie, że wszystko gra.

To akurat często mówiłam do chłopaków – „gdybyś miał mnie już dość, weź tak zwyczajnie, prosto z mostu, powiedz, żebym spadała.”

Wiele osób ma z tym problem. Ja też miewam, bo to niekulturalne, blablabla, ale naprawdę – JAKKOLWIEK (chociaż nie jak skończony cham), ale się komunikujmy. Mówmy o tym co nam pasuje, a co nie i kogo chcemy w życiu, a kto jest nam kulą u nogi. Szczerość i nieowijanie w bawełnę – i już Cię lubię. 🙂

20. Nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć.

Serio. 🙂

21. Skończenie studiów nie zapewni Ci pracy (a przynajmniej w wielu przypadkach nie).

Wbrew temu, co uważa mój dziadek.

22. Uważaj na tzw. „czerwone flagi” (tzn. przynajmniej je zauważaj, potem rób z nimi co chcesz, whatever).

Jeśli potencjalny_a partner_ka uprzedza Cię o tym, że np. ktoś o nim_niej mówił, że jest agresywny_a, upierdliwy_a to, uwaga, zapewne się to w końcu potwierdzi.

Albo jak mówi, że jest od czegoś uzależniony_a. Wtedy to już spieprzaj, gdzie pieprz rośnie. Jeden z moich związków po takiej informacji posypał się w zasadzie na przestrzeni kilku dni (chociaż był ciągnięty jeszcze przez jakiś czas), bo wiedziałam, że ani nie pomogę, jeśli ktoś nie widzi problemu, ani nie mam zamiaru być współuzależnioną od chorego człowieka. Współczuję dziewczynom_chłopakom uważającym, że to one_oni będą księżniczkami_księciami na białym koniu i wybawczyniami_wybawcami tego cudownego człowieka. No nie, jak się ten cudowny człowiek nie chce ogarnąć i nie widzi takiej potrzeby to sorry, ale Wy w niczym nie pomożecie.

23. Rób co chcesz, o ile nikogo nie krzywdzisz.

Zawsze się tego trzymałam, chociaż myślę, że po drodze niejedną osobę przy tym skrzywdziłam. Teraz to podejście zmodyfikowałam, ale wciąż robię wszystko po swojemu, nawet jeśli ktoś mi czegoś słusznie odradza – muszę sprawdzić na własnej skórze i nawet się przy tym sparzyć. 😉

24. Nie potrzebujesz drugiego człowieka, żeby czuć się pełnowartościową osobą, nie żadną “połówką”.

Po rozstaniach prędzej czy później rozkwitam i zaczynam żyć na 100%, tak jakbym obudziła się ze snu zimowego. Kiedyś wydawało mi się, że o związkach mogę mówić i mówić, bo mam taaaaaakie doświadczenie, haha. Owszem, jeśli wziąć pod uwagę związki o wysokim stężeniu (obopólnej!!) toksyczności. 😀

Zapewne już za rok będę się śmiała z tych punktów.

I daję sobie na to przestrzeń. Daję sobie czas na dorośnięcie. Czasem za bardzo sobie odpuszczam działanie, szczególnie, jeśli nie widzę w nim jakiegokolwiek, ale KONKRETNEGO celu, efektu, do którego dążę. Jest sporo rzeczy, których się nauczyłam, te 24 po prostu jako pierwsze przyszły mi do głowy. Życie jest proste. Życiowe zasady są też proste. Trudne bywa ogarnięcie tego umysłem – że jak? Że to tak JUŻ? A no.

24. To już.