Któregoś z bardzo powtarzalnych dni podczas oglądania któregoś z odcinków ukochanych „Friends’ów” pomyślałam, że też chciałabym mieć wokół siebie takich ludzi. Ale… nie, przecież takie rzeczy nie dzieją się naprawdę, w moim otoczeniu nie było żadnej tak pięknej paczki znajomych. W sumie wszystkie „paczki” były najczęściej płytkie, krótkotrwałe i nie pozostawał po nich żaden ślad.

Rok temu wracając pociągiem z Adą z Italia Trip 2016 płakałam. Było mi przykro, że to już koniec, że muszę wracać do smutnej rzeczywistości i trudnych decyzji. Bardziej jednak niż to, poruszyły mnie słowa Ady:
– Oj daj spokój! Było fajnie, ale się skończyło. I tak już pewnie ani razu nie spotkamy tych ludzi.

Nie rozumiałam – co takiego im niby zrobiłam? W czym zawiniłam? Gdzie popełniłam błąd i jak gigantyczny ten błąd musiałby być, żeby zerwali ze mną kontakt? Dla Ady to faktycznie było już ostatnie spotkanie z nimi, a w sumie… z nami.

Spotkaliśmy się w prawie takim samym składzie, w jakim byliśmy we Włoszech (tylko, że tego wieczoru Adę zastąpił Wiktor). Zostałam ciepło przyjęta. Właśnie – zostałam PRZYJĘTA, jakkolwiek to nie brzmi. Uzyskałam akcept, kciuka w górę, sprawdziłam się, po raz pierwszy w życiu poczułam, że gdzieś pasuję tak dobrze.

We Włoszech nie rzucałam się w oczy. Z perspektywy czasu wiem, że udzielałam się za mało, ale wiem też czemu – bałam się, żeby nie zrobić czegoś durnego. Za dużo razy ktoś zinterpretował moje zachowanie niepoprawnie i przez to mnie skreślił. Za bardzo mi na nich zależało. Zachwycało mnie ich zgranie, to jak piękny zespół tworzyli. Najpiękniejsze jest to, że nie zamknęli się w swoim świecie – chcieli poznawać nowych ludzi, poszukiwali kogoś, kto wniesie do ekipy coś innego, nieznanego i pozytywnego.

Jadąc taksówką w Porto wraz z Gosią i Wojtkiem siedząc między nimi słuchałam dyskusji na temat tegorocznych nowych ludzi w ekipie. Czasem się udzielałam, ale w sumie nie byłam w stanie zrobić tego sensownie, powiedzmy, że byłam ZBYT ZMĘCZONA :D. Kiedy poruszona została kwestia wnoszenia
do ekipy czegoś nowego, spytałam co w takim razie wniosłam tu ja.
– Nic. – praktycznie od razu odpowiedziała Gosia.

To był bardzo nieprzyjemny moment, w którym dotarło do mnie, że faktycznie tak było. Nie zrobiłam niczego, co byłoby ważne dla wspólnego dobra, dbałam tylko o siebie. Drugim takim momentem było siedzenie na „ Kaspro” (liceum w Świdnicy do którego uczęszczała większość ekipy) w dniu, w którym wróciliśmy do Polski z Portugal Trip, kiedy usłyszałam o tym jak wyglądał ich pierwszy wspólny wyjazd. Danie czegoś od siebie, nierozliczanie się co do grosza (bo i po co?). Wspólne.

Wtedy uświadomiłam sobie, że muszę to wszystko jak najszybciej zmienić, jeśli w przyszłym roku nie chcę być tym „najsłabszym ogniwem”, które stąd odpadnie. Za bardzo mi na nich zależało (i zależy nadal).

Połączył nas przypadek. Zaczęło się od Wojtka, AdamaKrystiana, złotej trójki. Poznali się w dzieciństwie (bez konkretów, bo na ten temat krążą już różne legendy i sama nie wiem w co wierzyć). Tacy przyjaciele „od zawsze na zawsze”. Myślę, że to ich mógł mieć na myśli Olewicz pisząc „Autobiografię”, którą następnie zaśpiewał Markowski (co z tego, że utwór powstał 10 lat przed przyjściem na świat chłopaków ;P). Maciek
i Gosia poznali Wojtka podczas współpracy z portalem NaszaSwidnica.pl. Krystian poznał Tatianę podczas uczelnianego wyjazdu na Mazury wraz z promotorem i inną studentką – Krystian związał się z Tatianą,
a promotor z tamtą studentką. Zaczęło się od wyjazdu nad polskie morze, a następnie na Bałkany.
Potem pojawiłam się ja – widząc ogłoszenie Maćka na grupie podróżniczej o poszukiwaniu kompanki
na wyprawę do Norwegii, napisałam do niego z zapytaniem co i jak, tak jak kilkadziesiąt innych dziewczyn,
co zaskoczyło i samego Maćka :D. Maciek wspomniał wtedy o tym, że mają jedno wolne miejsce w aucie – za tydzień wyruszają do Włoch. „Włochy? – pomyślałam – Znowu te Włochy?”. Obejrzałam filmy z ich poprzednich tripów i nie miałam żadnych wątpliwości co do tego jak może być pięknie. Olę B. Maciek poznał podczas Italia Trip – dorwał ją chyba na Instagramie, napisał (Ola wie nawet o której godzinie dokładnie – zrobiła screenshota dla koleżanki i zostawiła go sobie na pamiątkę!)… i dalej wszystko ułożyło się już chyba samo. Grzesiek dołączył do nas jako ostatni – podobnie jak ja rok temu, zobaczył ogłoszenie o tegorocznym tripie, zgłosił się, pojechał i sprawdził się w 100% (jeśli nie w 300%!).

Myślę, że każdemu z osobna należy się indywidualny post, ale z racji tego, że piszę o NAS, małej, kochanej rodzince, musi wystarczyć Wam to, co znajdziecie poniżej. Oto co o Was myślę, miłej lektury :D!

Wojtek/Wojtas/Wojtylion – „ogarniacz” wszystkiego, człowiek-tajemnica (ale tylko na początku i tylko czasem) budzący powszechny respekt, obieżyświat, współzałożyciel „Busem przez świat”; aktualna praca jest spełnieniem jego marzeń (za to każda kobieta w jego życiu to „zła kobieta była” :P) – robi zdjęcia,
lata dronem i montuje filmy dla dużych firm (czyli że czasem takich ŚWIATOWYCH, „AMJERIKAŃSKICH”,
jak to Pawlak z „Samych swoich” powiedział); obstawiam, że jest on ponownym wcieleniem jakiegoś dawnego mędrca, bo twierdzi, że był (prawie) wszędzie i przeżył (prawie) wszystko.
Życzę Ci więcej tak leniwych dni, jak ostatnia środa, większej ilości wolnych weekendów i żebyś szybko zapomniał o naciągniętym ścięgnie w Izerskich, bo w przyszłym tygodniu będziesz go bardzo potrzebował!

     Wojtasek z ostatnim papierosem (tego dnia) w Górach Izerskich, zdjęcie zrobiłam w miniony weekend. Trochę się rozmazało.

Tatiana/Tiana – „ciocia Tiana” z uroczo zadartym noskiem, opiekunka naszego „ogniska domowego”, producentka pysznego chlebka na coroczne tripy; bywa groźną managerką ładnego sklepu, ale ma niezwykle dobre serducho; twierdzi, że nie lubi gotować, jednak na wyjazdach staje się naszym osobistym masterchefem; wyrozumiała duszyczka użyczająca kocyka (coś za dużo tych zdrobnień już, prawda :D?) podczas spacerów po portugalskich plażach; właścicielka Polaroida, który otrzymała w prezencie z okazji tegorocznej kolejnej 18-stki i który przy okazji „wypluł” jedno z dwóch „najpiękniejszych zdjęć ever z Portugalia Trip 2017” (to moje subiektywne zdanie) – możecie je zobaczyć na końcu wpisu.
Życzę Ci wszystkiego minionkowego, żeby na przyszłych wyjazdach nikt nie wyprowadzał Cię z równowagi i żebyś nie chciała już nikogo bić (ale jakby co chętnie pomogę Ci ja… albo Maciek! Maciek przecież ma już
w tym spore doświadczenie biorąc pod uwagę tegoroczny wyjazd :D)!

Krystian/Krszczn – osoba bez której Wrocław miałby mało wspólnego ze sportem (jestem pewna!), producent win smakujących podróżą, których powinien spróbować KAŻDY; absolwent szkoły muzycznej
o niesamowicie mocnym głosie (bardzo ładnie śpiewa!), który poznałam dopiero podczas Najlepszego Wieczoru Ever I; myśląc „Kryszczn” widzę jego wiecznie roześmiane, życzliwe oczy (i od razu się uśmiecham!); ogarniacz obiadowy nr 2 odpowiedzialny nie tylko za gotowanie, ale i przygotowywanie całego kuchennego zaplecza, a także kierowanie autem.
Życzę Ci, żebyś razem z pozostałą dwójką pewnego dnia miał wszystkiego w bród oraz u stóp cały świat (chyba, że już go macie, a ja to przegapiłam, jak 3/4 istotnych faktów na tym wyjeździe :D?)!

                           Krystian i Tatiana uchwyceni przez Gosię podczas tegorocznego wyjazdu próbnego spędzonego nad morzem.

Maciek/Maciusza/Ławniczki – człowiek-małpa, który skocznie kroczy przez życie; udowodnił, że majtki Calvina Kleina prezentują się na głowie równie dobrze co na pupie; to dzięki niemu i naszej niedoszłej wyprawie do Norwegii (dobra, już przestanę to wypominać :P) poznałam resztę ekipy i pojechałam na jedną z dwóch najpiękniejszych, jak dotychczas, wypraw mojego życia; mistrz w wielu dziedzinach zaczynając od fotografii, filmu i ciągłego rozbawiania ludzi nowymi żartami, minami, tekstami, na nabijaniu ludziom przypadkowych siniaków kończąc.
Życzę Ci, żeby Twoje opowiadanie żartów o orle i o kozie zawsze śmieszyło tak samo, a także tego, żebyś jak najdłużej żył tak pięknie jak żyjesz teraz!

                                          Zdjęcie typowego Maćka wykonanę przez Olę na jednym z portugalskich klifów.

Gosia/Gokiko/Patagonia – wiecznie uśmiechnięta powsinoga w świecie; gdyby wolność była człowiekiem, to byłaby Gosią z rozwianymi włosami ubraną w hipisowską sukienką i trzymającą ptasie pióro w dłoni; przepełniona wdziękiem w tańcu, dziecięcą radością z życia i naturalnością widoczną na każdym zdjęciu; nagrywa bardzo ładne filmy, tworzy równie ładne zdjęcia i opisy do nich na Instagramie;
to dzięki niej udało mi się nareszcie przeczytać moją pierwszą książkę Haruki Murakami.
Życzę Ci powodzenia w Warszawie, żebyśmy spotykały się tu chociaż od czasu do czasu oraz żebyś nigdy nie przestała wędrować i cieszyć się życiem!

                                                   „Wendy w krainie klifów” – zdjęcie (prawdopodobnie) autorstwa Piotrusia Pana w Portugalii.

Adam/Adm – lider tekstów wyjazdu i ciętej riposty; kolejna dobra duszyczka, która wielokrotnie przygarnęła inną zagubioną duszyczkę studiującą zaocznie 400km od domu; znawca drzew, liści, ptaków, skał, jak i najlepszych trunków południowej Europy (polskich zapewne także!); nie potrzebuje się dobrze bawić, żeby pić alkohol.
Życzę Ci, żebyś przeżywał jak najmniej tak ciężkich dni jak ten w Lizbonie, a także żeby to drugie, rokrocznie rezerwowane przez Ciebie miejsce na tripach zostało w końcu bardzo dobrze wykorzystane!

Adam (z lewej) i Grzesiek na wycinku zdjęcia z Porto na którym wszyscy wyglądają mega prawdziwie, ale ja mam buzię jak Księżyc
w pełni, więc nie wstawię go tutaj w całości :D.

Ola/Olkusz (tak nazywa ją Maciek) – bardzo ładna (jak wszystkie dziewczyny z ekipy zresztą :D) absolwentka Wydziału Mechanicznego Politechniki Wrocławskiej o czarującym uśmiechu; właścicielka książeczki z tysiącem krzyżówek, dzięki którym droga do Portugalii mijała mi znacznie szybciej; wytrwała była pracownica hostelu, w którym zamęczały ją bezsensownymi pretensjami pielgrzymujące starsze panie i bezdomni, którzy przepowiadali koniec świata; dzięki jej przemowie na „Kaspro” zrozumiałam jak jesteśmy do siebie podobne, a to bardzo miłe uczucie.
Życzę Ci mnóstwa pięknych zdjęć z mnóstwa równie pięknych dni, a także tego, żebyś wygłosiła przed nami jeszcze nie jedną tak ładną przemowę jak ta na „Kaspro”!

                                     Olełe sfotografowana przez Maćka w Lizbonie, jestem oczarowana tym zdjęciem.

Grzesiek/GrzechuWarty – żywiecki odpowiednik Tarzana, prawdopodobnie o korzeniach indiańsko-hiszpańskich; właściciel człowieka-deski oraz prawdopodobnie największej ilości najlepszych zdjęć
z wyjazdu jako model; uśmiechnięty mimo zalania iPhone’a i dokumentów; to dzięki niemu ujawniły się moje pielęgniarskie zdolności; dzięki niemu również zrozumiałam, że pierwsze wrażenie może być bardzo mylące.
Życzę Ci, żebyś zaskoczył mnie jeszcze nie raz tak pozytywnie, jak udało się się tego dokonać na tym wyjeździe  i żebym miała jeszcze szansę spróbować wykonać wraz z Tobą indiański okrzyk ludowy!

                                               Grzesio w kapeluszu włóczykija z Porto w Porto sfotografowany przez Wojtka.

ja – inna o 180º od tej nijakiej Oli sprzed dwóch lat, nareszcie żyjąca pięknym życiem, rozpoczynająca kolejny, oby jeszcze piękniejszy od ostatniego etap, idąca uparcie po swoje (ale nie po trupach). Z okazji swoich 21. urodzin życzę sobie, żeby moja znajomość z Wami przetrwała jak najdłużej (na całe życie, np.?), żeby w przyszłym roku nie było już żadnego słabego ogniwa, które odpadnie z ekipy, żebyśmy spędzili cudny czas na kolejnych wyjazdach, spotykali się częściej i świętowali życie.
Kocham Was wszystkich mocno i potwierdzam słowa Oli B. – czuję, jakbym miała nową rodzinę, którą w dodatku sama sobie wybrałam.

                             Sfotografowana przez Wojtka na plaży hipisów, gdzie powiało życiem, wolnością, piachem i szczęściem.

W dużej mierze to Wam zawdzięczam, że żyję teraz tak ładnie. Dziękuję, że nie „przechrapałam swojego najlepszego czasu w wyrku na wznak”. Na koniec obiecane „najpiękniejsze zdjęcie ever z Portugalia Trip 2017”, a także dwie piosenki – jedna Nasza, a druga ot, taka w prezencie ode mnie. Swoją drogą kiedy tak siedzieliśmy na trawie w parku w Porto Ola B. powiedziała, że tytułowi „Przyjaciele” mieli podobne zdjęcie do naszego, niestety nie mogę go nigdzie znaleźć.